Pewien mnich wyruszyĹ na misjÄ do afryki by umacniaÄ wiarÄ w mniej cywilizowanych rejonach Ĺwiata. Przez wiele dni nauczaĹ tubylcĂłw swej wiary aĹź pewnego dnia uznaĹ, Ĺźe wybierze siÄ na spacer po okolicy, zwiedzi dĹźunglÄ. NiedĹugo po tym gdy wyruszyĹ dobiegĹ jego uszu dziwny dĹşwiÄk. Jakby ryk poĹÄ czony ze skomleniem. PodÄ ĹźyĹ za nim i jego oczom ukazaĹ siÄ nie codzenienny widok. Z urwiska zsunÄ Ĺ siÄ mĹody sĹoĹ i nie moĹźe wrĂłciÄ na gĂłrÄ. Mnich uznaĹ, Ĺźe nie moĹźe go tak zostawiÄ wiÄc wziÄ Ĺ siÄ do roboty lecz nie byĹo Ĺatwo. PrĂłbowaĹ podkĹadaÄ kĹody, zawiÄ zaÄ na nim liany i ciÄ gnÄ Ä go lecz bez skutku. W koĹcu uznaĹ, Ĺźe przeprowadzi go na okoĹo. SĹoĹ z poczÄ tku nie ufnie ale podÄ ĹźyĹ za nim. PoĹ dnia bĹÄ kali siÄ po wÄ wozach aĹź w koĹcu znaleĹşli drogÄ. Misjonarz dumny z siebie wymieniĹ porozumiewawcze smutne spojrzenie ze sĹoniem na poĹźegnanie i udaĹ siÄ z powrotem do wioski. Kilka lat później juĹź po powrocie z misji mnich zrzÄ dzeniem losu wybraĹ siÄ do cyrku. ByĹy tam róşne zwierzÄta ale jego uwagÄ szczegĂłlnie przykuĹ jeden sĹoĹ. ZobaczyĹ go i rozpoznaĹ, TAK to byĹ ten sĹoĹ nie byĹo co do tego wÄ tpliwoĹci wszÄdzie by go rozpoznaĹ, te jego oczy. W nocy po wystÄpie zakradĹ siÄ do cyrku. Po ciemku ze sĹabÄ latarkÄ odnalazĹ klatkÄ sĹonia. PomocowaĹ siÄ trochÄ z kĹĂłdkÄ i udaĹo siÄ. SĹoĹ znĂłw byĹ na wolnoĹci. WyszedĹ do niego nieĹmiaĹo, mnich wyciÄ gnÄ Ĺ do niego uĹmiechniÄty rÄce i nagle JEB! SĹoĹ zaszarĹźowaĹ, rozjebaĹ mnicha, wgniĂłtĹ go w ziemiÄ, mĂłzg i flaki prysnÄĹy na wszystkie strony nic z goĹcia nie zostaĹo. Bo to nie byĹ ten sĹoĹ.